Część 7

Mahan i pustynia Lut

czyli przez ośnieżone "Alpy" na najgorętsze miejsce na ziemi
------------------------

Po kolejnej zimnej nocy w parku w Kerman czekała mnie następna wycieczka. Ten sposób zwiedzania okolic sprawdził się dzień wcześniej podczas wypadu do Rayen i Bam, więc bez wahania wykupiłem następną objazdówkę. Tym razem w okolice Mahan i na pustynię Lut gdzie zanotowano najwyższą temperaturę na Ziemi.

Pierwszy przystanek to ogród Shazdeh (Shahzadeh) czyli ogród książęcy, w okolicy miasta Mahan. Irańczycy kochają takie miejsca i straszliwie się nimi "podniecają". Ze względu na święta Nowrooz odwiedzajacych było bardzo dużo. Na mnie ogród nie zrobił jednak zbyt dużego wrażenia. Zapewne miesiąc później, kiedy kwitło by więcej krzewów i kwiatów to byłoby ładniej, ale tak to jednak bez szału :) W sumie najfajniesze były góry otaczające to miejsce :)

Ogród Shazdeh to jeden z przykładów pięknych perskich ogrodów. Został zbudowany ok. 1850 roku i powiększony ok. 1870 roku.









































Na zwiedzanie mieliśmy aż półtorej godziny, choć 30 minut byłoby aż nadto. Więc wyszedłem sobie z ogrodu i skierowałem się w bok w celu obfotografowania okolicznych gór.





























Przyznam, że czerwień pustyni z bielą śniegu zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.





Koło ogrodu rozłożyło się dużo stoisk z różnościami. Można też było pojeździć na wielbłądzie.



Ostatnie ujęcie bramy wejściowej z górami i jedziemy do Maham i mauzoleum Shaha Nematollaha Vali.



Shah Nematollah Vali był poetą i mistykiem. Żył w XIV i XV wieku. Zmarł w 1431 roku w wieku ponad 100 lat. Pięć lat później wzniesiono na jego cześć kaplicę, która przez lata zmieniłą się w  pokaźny kompleks budowli i ogrodów. 



Wnętrze kaplicy głównej



A to już pięknie ozdobione wnętrze niewielkiego pomieszczenia, w którym na 30 dni zamykali się pątnicy w ramach pokuty i oczyszczenia

 

Ciekawe zdobione drzwi



...i dywan z napisem, że został wykonany specjalnie dla tego miejsca.

Wieże prezentują się iście bajkowo...



------

Po obiedzie, który również był wliczony w cenę wycieczki, ruszyliśmy w kierunku miasteczka Shahdad, gdzie zaczynała się pustynia Lut (Dash-e Lut). Nie spodziewałem się jednak, że po drodze będziemy mjali pasmo górskie wysokości Alp (najwyższy niedaleki szczyt ma wysokość prawie 4300 m.n.p.m...) Ośnieżona przełęcz robiła niesamowite wrażenie. Ogólnie trasa między Mahanem a Shahdad jest przeciekawa - zaczyna się w mocno pustynnym miejscu jakim są okolice Mahan, prowadzi pod górę, żeby przebić się przez góry długim tunelem i wyjechać wśród leżącego śniegu (zdjęć nie mam bo się nie zatrzymaliśmy :( ). 

W Shahdad zeszliśmy do wielkiego zbiornika na wodę. 




Zbiornik jest olbrzymi, a ściany zdradzają nam ślady różnych poziomów magazynowanej wody.

Od Shahdad udaliśmy się w kierunku pustyni. Ta zima i wiosna w Iranie były mocno deszczowe więc można było zobaczyć trochę popękanego błotka :)



Pod powierzchnią pustyni znaleźć można system kanałów, którymi płynie woda z pobliskich gór.



----------
I tak oto dotarliśmy do najważniejszego punktu tego dnia. Ten fragment pustyni Lut nazywany jest Kaluts, choć irańczycy mówią na niego Shahdad (nazwa pobliskiego miasta), a słowo kaluts określa po prostu piaskowcowe ostańce.
Jadąc w to miejsce zastanawiałem się, czy będzie tam ładniej niż na pustyni Wadi Rum w Jordanii. I nie było :) Zapewne jakbym miał więcej czasu i mógł pochodzić/pojeździć po większym terenie to Kaluts zrobiło by na mnie większe wrażenie. Ale i tak było ładnie :)

Ciekawe połączenie - pustynia i ośnieżone szczyty...

To białe to nie śnieg :) To sól.

A tak bawią się Irańczycy, kiedy mogą :)


Pustynia Lut to najgorętsze miejsce na ziemi - satelita NASA zmierzył tam prawie 71 stopni Celsjusza! Jak ja tam byłem to było jakieś 20 :) Ale takie przyjemne 20 - można było latać bez koszulki. Na zwiedzanie okolic mieliśmy tylko półtorej godziny, więc naprawdę "latałem" żeby zobaczyć jak najwięcej :)

Na wycieczce poznałem Ahmada i Siavasha. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, między innymi o tym, że bardzo lubią polskie kino - w szczególności Kieślowskiego i Wajdę. Dzięki ich uprzejmości mogłem się wykąpać w ich hotelowym pokoju, co wymagało wcześniejszego zapytania się na recepcji, czy taka możliwość w ogóle wchodzi w grę. Kąpiel sprawiła mi niezwykłą przyjemność, gdyż od Tabrizu, czyli jakichś 4 dni chlapałem się jedynie wodą w umywalce w parku... W międzyczasie Ahmad zadzwonił na dworzec i załatwił mi bilet na autobus do Bandar Abbas nad Zatoką Perską. Chciałem pędzić na południe w poszukiwaniu cieplejszej pogody. Tam podobno zawsze jest pewna, tak mi mówiono. A co się okazało... to już w następnej relacji :)

Powrót do strony głównej