Po zimnej nocy w parku w Kerman czekała mnie całodniowa wycieczka do dwóch zamków, które bardzo chciałem zobaczyć - Rayen i Bam. Planując w domu ich zwiedzanie chciałem jechać tam sam, ale jak się okazało, że można wykupić zorganizowaną wycieczkę to się nawet nie zastanawiałem. W cenie 65 zł dostajemy przejazd (ok. 450 km), przewodnika, suchy prowiant na drogę, obiad i opłaty za wstęp. Ponieważ wiedziałem, że następną zimną noc muszę również spędzić w Kerman to zostawiłem sobie rozbity namiocik w parku - przecież tu jest Iran i podobno nie kradną...
Wyruszyliśmy 2 minibusami spod hotelu (za mało było uczestników na 1 duży autobus), a po drodze pan przewodnik mówił na temat okolic Kerman. Po skończeniu perskiejgo wywodu w skrócie powtórzył to po angielsku, specjalnie dla mnie bo byłem jedynym obcokrajowcem :)
A jechaliśmy wśród takich pięnych gór:
Czekała nas długa droga więc postanowił uatrakcyjnić tę wycieczkę - przekazał mi mikrofon i kazał zaśpiewać jakiś polski hit. Cóż miałem robić - z moich ust wypłynęła skocznie "Szła dzieweczka do laseczka...". Widocznie to piosenka w irańskim stylu, bo wszyscy zaczęli klaskać i bujać się rytmicznie...
Po mnie mikrofon powędrował do pewnego młodzieńca, który śpiewał tak:
Jak widać podróż mijała nam w wesołej atmosferze :)
Coraz bliżej Rayen droga wyglądała tak:
Rayen był dla mnie bardzo ważnym punktem w podrózy po Iranie. Niezbyt znane miejsce turystyczne wydawało się na zdjęciach jak z bajki - dobrze zachowany zamek z wysokimi górami w tle. W marcu szczyty były ośnieżone i nie ma się czemu dziwić, gdyż najwyższy ma ponad 4300 m.n.p.m. Zamek zbudowano z cegieł suszonych na słońcu i jest to druga co do wielkości budowla tego typu w Iranie. Nawiększa była twierdza w Bam, lecz niestety w 2003 roku potężne trzęsienie ziemi zniszczyło ten niesamowity zabytek. O Rayen w sumie niewiele wiadomo - był zamieszkiwany jeszcze 150 lat temu, lecz jego początki są nieznane.
Na małym placyku przed wejsciem do głównej części zamku pogrywała sobie taka kapela:
Na małym placyku przed wejsciem pogrywała sobie taka kapela:
Po zwiedzeniu twierdzy zaczęliśmy powrót do Kerman. Przed nami było ponad 200 km, więc miałem sporo czasu na rozmowy z irańczykami. Gdy dowiedzieli się, że zostawiłem namiot w parku to się przerazili i pukali po głowach, twierdząc, że na pewno go tam nie zastanę. Po dojechaniu do miasta, z duszą na ramieniu, pędziłem w stronę parku, ale na szczęście cały czas tam stał :) Ale przede mną była kolejna zimna noc w parku :(