Część 11

Persepolis

czyli niewielkie pozostałości wielkiej cywilizacji
------------------------

Po nocy spędzonej na twardej podłodze u Amina rano przyjechał po mnie Vahid. Następnie wspólnie pojechaliśmy po Simona, ktory mieszkał kilkanaście kilometrów za Shiraz.


W tym miejscu, wg. słów Vahida, kilka tygodni wcześniej  było ponad pół metra śniegu (na okolicznych szczyatch da się jeszcze zauważyć jego resztki)! Po lewej widzimy budujący się hotel, dalej największe w Iranie centrum handlowe.

------
Do Persepolis było ok. 70 km. Po odstaniu w kolejce i zakupieniu biletów (15 zł) staje się przed schodami. Po lewej i prawej stronie jest ich taka sama ilość - dokładnie 110. Niskich i dość długich, co umożliwiało ważnym gościom wjechanie na koniu.
Persepolis budowano przez ok. 200 lat, budowę rozpoczął w 518 r.p.n.e Dariusz I.
Za Wikipedią:
"W roku 330 p.n.e. zostało zdobyte przez Aleksandra Wielkiego. Oceniono, że było najbogatszym miastem pod słońcem[2]. Wbrew powszechnie znanej opinii miasto nie zostało zniszczone w całości i w pijackim amoku. Aleksander, po wysłuchaniu opinii Parmeniona (był on przeciwny niszczeniu pałacu, obawiał się bowiem, że wtedy Persowie stawią silniejszy opór), zdecydował się spalić pałac Dariusza i Kserksesa (dziś dzięki odkryciom archeologicznym wiemy, że pożar doskonale zaplanowano) by pomścić greckich bogów. Wiadomość o spaleniu pomogła ugasić niepokoje w Grecji i pokonać zbuntowaną Spartę. Znana dziś plotka, że do spalenia doszło podczas uczty którą urządzili sobie Macedończycy po zdobyciu miasta, a sam Aleksander został namówiony do tego przez grecką heterę o imieniu Thais, powstała za sprawą Klejtarchosa (jako historyk już w starożytności słynął z tego, że jest niewiarygodny, natomiast w opinii Cycerona był pisarzem o mentalności dziecka)."



Relację rozpocznę widokiem panoramy ruin - daje ona mniej więcej obraz wielkości tego miasta.



Do miasta wchodzi się przez Bramę Narodów, w której dawniej znajdowały się 10 metrowe drzwi ozdobione złotem i srebrem.



Jak widać - ludzi było sporo. W końcu to noworoczne wakacje, więc wszędzie tłumy...





















W całym Persepolis znajdziemu często powtarzane motywy byka (krowy?) będącego personifikacją dobra.

















W tym miejscu znajdował się skarbiec.

 
 
 Po prawej znajduje się relief przedstawiający króla Kserksesa.








Motyw walki lwa z bykiem jest często spotykany wśród zdobień w Persepolis. Podkreślał walkę Persów z innymi narodami, lub też symbolicznie przedstawiał walkę ciepła z zimnem, dobra ze złem.

z



A to kolejne powielane tu wielokrotnie motywy - poddani z terenu całego imperium niosą dary dla perskich królów.





Ruiny pałacu Dariusza I







Symbol boga Ahura Mazdy z mitologii perskiej również był rzeźbiony w wielu miejscach.
























































jest i żyrafa :)





Powyżej miasta zjaduje się część zwana Nekropolis. Wykuto tam grobowce Artakserksesa II i Artakserksesa III.


























Mimo obaw, że to będą tylko niezbyt ciekawe ruiny, Persepolis mi się podobało. Może przez dużą ilość reliefów? Nie wiem sam - po prostu mi się podobało, mimo, że zbyt wielkim miłośnikiem ruin nie jestem. Wolę żywą historię, choćby i o 2000 lat młodszą. Ale jednak Persepolis miało coś w sobie i cieszę się, że jednak tam pojechałem.

I jeszcze ostatni rzut oka na miasto z góry i można było udać się na posiłek :)
-------------------------------



Po drodze Vahid kupił coś co było dla mnie zupełną nowością - zielone migdały. Jest to specjalna odmiana rosnąca na stosunkowo niewielkim terenie. Je się je na surowo z dodatkiem soli. Są kwaskowate i dość smaczne.





A tutaj cała nasza trójka podczas przerwy obiadowej :)

-----

Po posiłku podjechaliśmy jeszcze kilka kilometrów do doliny Naghsz-e Rostam.
Cytując Wikipedię: "W ścianach skalnych otaczających dolinę znajdują się, ozdobione reliefami, wykute komory grobowe, w których pochowano czterech perskich królów z dynastii Achemenidów: Dariusza I Wielkiego, Kserksesa, Artakserksesa I i Dariusza II."
To był jeden z moich wymarzonych punktów, które chciałem zobaczyć w Iranie. Groby wielkich perskich królów mające prawie 2500 lat...
Ale nawet nie weszliśmy na teren kompleksu, bo z daleka było widać bardzo podobnie jak z bliska :D
A jak widać zoom obiektywu też pomógł :)










------
Niedaleko grobowców znajdują się naskalne płaskorzeźby wykute między III a IV w. n.e.











I tak skończyło się spotkanie z wielowiekową historią Persji.

--------------------

Wracając do Shiraz zatrzymaliśmy się jeszcze przy wjeździe do miasta przy Bramie Koranu. Późnym popołudniem było tu sporo ludzi - spacerowali, jedli, rozmawiali - po prostu jedno z takich miejsc, w których irańczycy lubią spędzać czas.










----
Dzień zbliżał się ku końcowi (jak się potem okazało - dla mnie jeszcze długo nie...) więc pojechaliśmy odwieźć Simona. Po drodze był ładne widoki (nie licząc tych śmieci na dole...) więc Vahid zatrzymał się na chwilkę, żebym zrobił kilka zdjęć.







Simon pokierował nas pod blok w którym mieszkał, choć Vahid wiedział gdzie jechać, bo w tamtej okolicy mieszkała jego była dziewczyna. I tak od słowa do słowa okazło się, że Simon mieszka właśnie z rodziną tej dziewczyny... Vahid powiedział jej kiedyś o couchsurfingu, a ona się zapisała. No jaki ten świat mały :) Ale widziałem, że chłopaka ruszyła ta sytuacja... Posiedzieliśmy więc chwilę w aucie, pogadaliśmy po męsku i trochę go ciśnienie puściło.
Wracając do Shiraz zadzwoniłem do Amina bo w sumie to nie powiedział mi czy mogę u niego spać, czy nie. Niby miała u niego nocwać dziewczyna z Ukrainy czy Rosji, ale nic nie było pewne. No ale okazało się, że jednak nie mogę. Poprosiłem więc Vahida, żeby zawiózł mnie do jakiegoś parku, gdzie będe mógł rozbić sobie namiot. On wpadł na pomysł, że zamiast do parku to zawiezie mnie na pole namiotowe, gdzie co prawda płaci się za rozstawienie namiotu, ale są ciepłe prysznice i jest bezpiecznie. Przystałem na ten pomysł bo prysznic bardzo by mi się przydał :)
Zajechaliśmy na miejsce i okazało się, że cena za noc to ok. 15 zł - jak na pole namiotowe to nie mało, ale ten prysznic kusił... Panowie zaproponowali mi żebym zamiast rozkładania swojego namiotu skorzystał z takich dużych już rozłożonych, ale nie byłem zainteresowany bo dopłacanie kolejnych 10 zł wydawało mi się bez sensu. Zapłaciłem więc 15 i z Vahidem podjechaliśmy do drugiej części pola namiotowego (jakieś 300 metrów dalej), przeznaczenego dla osób z własnymi namiotami. Znalazłem sobie fajne miejsce pod drzewkami, na miękkiej trawce i tam się rozbiłem. Vahid cały czas na mnie czekał, więc wróciłem z nim do pierwszej części, bo tylko tam były prysznice. Cały czas miałem jakieś złe przeczucia co do tego miejsca no i teraz miały się sprawdzić. Z pryszniców nie można było skorzystać, bo akurat irańczycy mieli kolację i kobiety myjąc naczynia zużyły całą ciepłą wodę... Trzeba było poczekać minimum godzinę. Ciut się wkurzyłem, ale co miałem zrobić? Vahid pojechał do domu, a ja wróciłem do namiotu żeby zjeść kolację. Po chwili usłyszałem "pukanie" w namiot. Okazało się, że to przecież Iran i nie można rozbijać namiotów na trawie bo rano od ziemi ciągnie zimnem! No a od betonu nie ciągnie, jasne... No nic, wyrwałem śledzie i wkurzony przeniosłem się na beton. Facet, który mówił jako tako po angielsku przetłumaczył pytanie kierownika "dlaczego nie rozbiłem się w tamtej części pola namiotowego?". Odpowiedziałem, że mi nie pozwolili rozbić namiotu. Kierownik się zdziwił i zadzwonił, żeby mnie tam przyjęli. Cóż było robić - zwinąłem namiot i podszedłem do stróżówki gdzie odbywały się wszystkie formalności. Panowie nie byli zbyt mili, pewnie dostali burę od kierownika. No i zgadnijcie co się okazało - mogłem zostać w tej części ale oczywiście w ich namiocie i z dopłatą 10 zł. Wkurzyłem się niesamowicie - nie dość, że nie mogłem wziąć prysznica, spać jak człowiek na trawie, to jeszcze 2 razy musiałem zwijać namiot... Zadzwoniłem do Vahida i poprosiłem go, żeby wytłumaczył im, że chcę dostać swoje pieniądze z powrotem i żeby mi podał adres jakiegoś parku, gdzie można się rozbić. Pieniędzy bardzo długo nie chcieli zwrócić, ale w końcu mi je dali to chyba najbardziej wymięte banktnoty jakie mieli :) Jak widać nie wszyscy irańczycy są aniołami, a Shiraz wydał mi się już wcześniej jakoś wyjątkowo mało przyjazny. Dostałem SMSa od Vahida z adresem parku, złapałem taksówkę i pojechałem na wskazane miejse. Park był duży i fajny, ale zdziwił mnie brak namiotów - jeśli można tam biwakować to powinno być ich sporo, a nie było ani jednego. No nic, znalazłem sobie fajny kącik i wziąłem się za rozbijanie. Po chwili w moim kierunku zaczął biec ktoś wyglądający jak ochroniarz wymachując rękami i coś krzycząc. Czyli jednak nie można rozbijać namiotów. Chcąc nie chcąc ZNÓW spakowałem namiot i znów zadzwoniłem do Vahida z prośbą o adres innego parku. Powiedział, że piechotą mam 7 minut do następnego parku, gdzie na pewno można się rozbijać. No więc poszedłem i po 15 minutach (z 2 plecakami nie idzie się zbyt szybko...) trafiłem już we właściwe miejsce. Namiotów było tyle, że wydawało się, że nie można tam wcisnąć już ani szpilki... A ludzie cały czas przyjeżdżali i wciskali nie tylko szpilki, ale i swoje przenośne domki. Więc i ja się wcisnąłem, oczywiście na beton, bo przecież na ziemi jest zimno hahaha. Zmęczony zjadłem w końcu kolację, ale usnąć się nie dało. Setki ludzi rozmawiało, gotowało, śmiało się... A około godziny 2 w nocy przyszła niesamowice gwałtowna burza - na szczęście nie lało jakoś strasznie bo nie miałem rozłożonych naciągów, no bo jak wbić szpilkę w beton? Ale grzmiało niesamowicie, choć głośni irańczycy i tak starali się te gromy zagłuszyć :) Tak więc tej nocy prysznic PRAWIE był, choć inny niż bym tego sobie życzył.
Rano szybko zwinąłem mokry namiot i popędziłem na dworzec, gdzie byłem umówiony z Simonem i wspólnie mieliśmy jechać do następnego miasta, czyli do Yazd. Bez żalu opuszczałem Shiraz...


Powrót do strony głównej