czyli niewielkie
pozostałości wielkiej cywilizacji ------------------------
Po nocy spędzonej na twardej podłodze u Amina rano przyjechał po mnie
Vahid. Następnie wspólnie pojechaliśmy po Simona, ktory
mieszkał
kilkanaście kilometrów za Shiraz.
W tym miejscu, wg. słów Vahida, kilka tygodni wcześniej
było ponad pół metra śniegu (na okolicznych
szczyatch da
się jeszcze zauważyć jego resztki)! Po lewej widzimy budujący się
hotel, dalej największe w Iranie centrum handlowe.
------
Do Persepolis było ok. 70 km. Po
odstaniu w kolejce i zakupieniu biletów (15 zł) staje się
przed
schodami. Po lewej i prawej stronie jest ich taka sama ilość -
dokładnie 110. Niskich i dość długich, co
umożliwiało
ważnym gościom wjechanie na koniu.
Persepolis budowano przez ok. 200 lat, budowę rozpoczął w 518 r.p.n.e
Dariusz I.
Za Wikipedią:
"W roku 330 p.n.e. zostało zdobyte przez Aleksandra Wielkiego.
Oceniono, że było najbogatszym miastem pod słońcem[2]. Wbrew
powszechnie znanej opinii miasto nie zostało zniszczone w całości i w
pijackim amoku. Aleksander, po wysłuchaniu opinii Parmeniona (był on
przeciwny niszczeniu pałacu, obawiał się bowiem, że wtedy Persowie
stawią silniejszy opór), zdecydował się spalić pałac
Dariusza i
Kserksesa (dziś dzięki odkryciom archeologicznym wiemy, że pożar
doskonale zaplanowano) by pomścić greckich bogów. Wiadomość
o
spaleniu pomogła ugasić niepokoje w Grecji i pokonać zbuntowaną Spartę.
Znana dziś plotka, że do spalenia doszło podczas uczty którą
urządzili sobie Macedończycy po zdobyciu miasta, a sam Aleksander
został namówiony do tego przez grecką heterę o imieniu
Thais,
powstała za sprawą Klejtarchosa (jako historyk już w starożytności
słynął z tego, że jest niewiarygodny, natomiast w opinii Cycerona był
pisarzem o mentalności dziecka)."
Relację rozpocznę widokiem panoramy ruin - daje ona mniej więcej obraz
wielkości tego miasta.
Do miasta wchodzi się przez Bramę Narodów, w
której
dawniej znajdowały się 10 metrowe drzwi ozdobione złotem i srebrem.
Jak widać - ludzi było sporo. W końcu to noworoczne wakacje, więc
wszędzie tłumy...
W całym Persepolis znajdziemu często powtarzane motywy byka (krowy?)
będącego personifikacją dobra.
W tym miejscu znajdował się skarbiec.
Po prawej znajduje się relief przedstawiający
króla Kserksesa.
Motyw walki lwa z bykiem jest często spotykany wśród zdobień
w
Persepolis. Podkreślał walkę Persów z innymi narodami, lub
też
symbolicznie przedstawiał walkę ciepła z zimnem, dobra ze złem.
z
A to kolejne powielane tu wielokrotnie motywy - poddani z terenu całego
imperium niosą dary dla perskich królów.
Ruiny pałacu Dariusza I
Symbol boga Ahura Mazdy z mitologii perskiej również był rzeźbiony w wielu miejscach.
jest i żyrafa :)
Powyżej miasta zjaduje się część zwana Nekropolis. Wykuto
tam grobowce Artakserksesa II i Artakserksesa III.
Mimo obaw, że to będą tylko niezbyt ciekawe ruiny, Persepolis mi się
podobało. Może przez dużą ilość reliefów? Nie wiem sam - po
prostu mi się podobało, mimo, że zbyt wielkim miłośnikiem ruin nie
jestem. Wolę żywą historię, choćby i o 2000 lat młodszą. Ale jednak
Persepolis miało coś w sobie i cieszę się, że jednak tam pojechałem.
I jeszcze ostatni rzut oka na miasto z góry i można było
udać się na posiłek :)
-------------------------------
Po drodze Vahid kupił coś co było dla mnie zupełną nowością - zielone
migdały. Jest to specjalna odmiana rosnąca na stosunkowo niewielkim
terenie. Je się je na surowo z dodatkiem soli. Są kwaskowate i dość
smaczne.
A tutaj cała nasza trójka podczas przerwy obiadowej :)
-----
Po posiłku podjechaliśmy jeszcze kilka kilometrów do doliny
Naghsz-e Rostam.
Cytując Wikipedię: "W ścianach skalnych otaczających dolinę znajdują
się, ozdobione reliefami, wykute komory grobowe, w których
pochowano czterech perskich królów z dynastii
Achemenidów: Dariusza I Wielkiego, Kserksesa, Artakserksesa
I i
Dariusza II."
To był jeden z moich wymarzonych punktów, które
chciałem
zobaczyć w Iranie. Groby wielkich perskich królów
mające prawie 2500 lat...
Ale nawet nie weszliśmy na teren kompleksu, bo z daleka było widać
bardzo podobnie jak z bliska :D
A jak widać zoom obiektywu też pomógł :)
------
Niedaleko grobowców znajdują się naskalne płaskorzeźby
wykute między III a IV w. n.e.
I tak skończyło się spotkanie z wielowiekową historią Persji.
--------------------
Wracając do Shiraz zatrzymaliśmy się jeszcze przy wjeździe do miasta
przy Bramie Koranu. Późnym popołudniem było tu
sporo ludzi
- spacerowali, jedli, rozmawiali - po prostu jedno z takich
miejsc, w których irańczycy lubią spędzać czas.
----
Dzień zbliżał się ku końcowi (jak się potem okazało - dla mnie jeszcze
długo nie...) więc pojechaliśmy odwieźć Simona. Po drodze był ładne
widoki (nie licząc tych śmieci na dole...) więc Vahid zatrzymał się na
chwilkę, żebym zrobił kilka zdjęć.
Simon pokierował nas pod blok w którym mieszkał, choć Vahid
wiedział
gdzie jechać, bo w tamtej okolicy mieszkała jego była
dziewczyna. I tak od słowa
do słowa okazło się, że Simon mieszka właśnie z rodziną tej
dziewczyny... Vahid powiedział jej kiedyś o couchsurfingu, a ona się
zapisała. No jaki ten świat mały :) Ale widziałem, że chłopaka ruszyła
ta sytuacja... Posiedzieliśmy więc chwilę w aucie, pogadaliśmy po męsku
i trochę go ciśnienie puściło.
Wracając do Shiraz zadzwoniłem do Amina bo w sumie to nie powiedział
mi czy mogę u niego spać, czy nie. Niby miała u niego nocwać
dziewczyna z Ukrainy czy Rosji, ale nic nie było pewne. No ale okazało
się, że jednak nie mogę. Poprosiłem więc Vahida, żeby
zawiózł
mnie do jakiegoś parku, gdzie będe mógł rozbić sobie namiot.
On
wpadł na pomysł, że zamiast do parku to zawiezie mnie na pole
namiotowe, gdzie co prawda płaci się za rozstawienie namiotu, ale są
ciepłe prysznice i jest bezpiecznie. Przystałem na ten pomysł bo
prysznic bardzo by mi się przydał :)
Zajechaliśmy na miejsce i okazało się, że cena za noc to ok. 15 zł -
jak na pole namiotowe to nie mało, ale ten prysznic kusił... Panowie
zaproponowali mi żebym zamiast rozkładania swojego namiotu skorzystał z
takich dużych już rozłożonych, ale nie byłem zainteresowany bo
dopłacanie kolejnych 10 zł wydawało mi się bez
sensu. Zapłaciłem
więc 15 i z Vahidem podjechaliśmy do drugiej części pola namiotowego
(jakieś 300 metrów dalej), przeznaczenego dla
osób z
własnymi namiotami. Znalazłem sobie fajne miejsce pod drzewkami, na
miękkiej trawce i tam się rozbiłem. Vahid cały czas na mnie czekał,
więc wróciłem z nim do pierwszej części, bo tylko
tam były
prysznice. Cały czas miałem jakieś złe przeczucia co do tego miejsca no
i teraz miały się sprawdzić. Z pryszniców nie można było
skorzystać, bo
akurat irańczycy mieli kolację i kobiety myjąc naczynia zużyły całą
ciepłą wodę... Trzeba było poczekać minimum godzinę. Ciut się
wkurzyłem, ale co miałem zrobić? Vahid pojechał do domu, a ja
wróciłem do namiotu żeby zjeść kolację. Po chwili usłyszałem
"pukanie" w namiot. Okazało się, że to przecież Iran i nie można
rozbijać namiotów na trawie bo rano od ziemi ciągnie zimnem!
No a od
betonu nie ciągnie, jasne... No nic, wyrwałem śledzie i wkurzony
przeniosłem się na beton. Facet, który mówił jako
tako po
angielsku przetłumaczył pytanie kierownika "dlaczego nie rozbiłem się w
tamtej części pola namiotowego?". Odpowiedziałem, że mi nie pozwolili
rozbić namiotu. Kierownik się zdziwił i zadzwonił, żeby mnie tam
przyjęli. Cóż było robić - zwinąłem namiot i podszedłem do
stróżówki gdzie odbywały się wszystkie
formalności. Panowie nie byli zbyt mili, pewnie dostali burę od
kierownika. No i zgadnijcie co się okazało - mogłem zostać w tej części
ale oczywiście w ich namiocie i z dopłatą 10 zł. Wkurzyłem się
niesamowicie - nie dość, że nie mogłem wziąć prysznica, spać jak
człowiek na trawie, to jeszcze 2 razy musiałem zwijać namiot...
Zadzwoniłem do Vahida i poprosiłem go, żeby wytłumaczył im, że chcę
dostać swoje pieniądze z powrotem i żeby mi podał adres jakiegoś parku,
gdzie można się rozbić. Pieniędzy bardzo długo nie chcieli
zwrócić, ale w końcu mi je dali to chyba najbardziej wymięte
banktnoty jakie mieli :) Jak widać nie wszyscy irańczycy są aniołami, a
Shiraz wydał mi się już wcześniej jakoś wyjątkowo mało przyjazny.
Dostałem SMSa od Vahida z adresem parku, złapałem taksówkę i
pojechałem na wskazane miejse. Park był duży i fajny, ale zdziwił mnie
brak namiotów - jeśli można tam biwakować to powinno być ich
sporo, a nie było ani jednego. No nic, znalazłem sobie fajny kącik i
wziąłem się za rozbijanie. Po chwili w moim kierunku zaczął biec ktoś
wyglądający jak ochroniarz wymachując rękami i coś krzycząc. Czyli
jednak nie można rozbijać namiotów. Chcąc nie chcąc
ZNÓW spakowałem namiot i znów zadzwoniłem do
Vahida z prośbą o adres innego parku. Powiedział, że piechotą mam 7
minut do następnego parku, gdzie na pewno można się rozbijać. No więc
poszedłem i po 15
minutach (z 2 plecakami nie idzie się zbyt szybko...) trafiłem już we
właściwe miejsce. Namiotów było tyle, że wydawało się, że
nie można tam wcisnąć już ani szpilki... A ludzie cały czas
przyjeżdżali i wciskali nie tylko szpilki, ale i swoje przenośne domki.
Więc i ja się wcisnąłem, oczywiście na beton, bo przecież na ziemi jest
zimno hahaha. Zmęczony zjadłem w końcu kolację, ale usnąć się nie dało.
Setki ludzi rozmawiało, gotowało, śmiało się... A około godziny 2 w
nocy przyszła niesamowice gwałtowna burza - na szczęście nie lało jakoś
strasznie bo nie miałem rozłożonych naciągów, no bo jak wbić
szpilkę w beton? Ale grzmiało niesamowicie, choć głośni irańczycy i tak
starali się te gromy zagłuszyć :) Tak więc tej nocy prysznic PRAWIE
był, choć inny niż bym tego sobie życzył.
Rano szybko zwinąłem mokry namiot i popędziłem na dworzec, gdzie byłem
umówiony z Simonem i wspólnie mieliśmy jechać do
następnego miasta, czyli do Yazd. Bez żalu opuszczałem Shiraz...